Akcja pana książki rozgrywa się w kwietniu tego roku, czyli w środku
pandemii. Jak powstawał tekst? Pisał pan zamknięty w domu w czasie
wiosennego lockdownu? Potraktował Pan COVID – 19 jako pisarską szansę?
Nie
uważam „Epidemii”, jako „pisarskiej szansy”, ponieważ mam już na
koncie trzy książki. Ale na pewno lockdown
i obostrzenia przyczyniły się do jej powstania. To był mocny sygnał.
Sytuacja
zmieniła się
nagle,
modyfikując znaną nam, swobodną codzienność. Ciekaw
byłem co
robią ludzie w tym
czasie: czy się boją, czy są posłuszni, a może żyją
po swojemu, żeby nie popadać w skrajności? Artykuły,
wywiady, wypowiedzi (przede wszystkim lekarzy i prawników; nie tylko z
Polski), potem mnóstwo pytań i analiza tego, do czego docierałem – to
przebogata baza wiedzy, która po prostu przemówiła twórczo. Od
razu posypały się zarysy postaci, dialogów,
scen. W
wizjach wszystko symbiotycznie się układało i zgadzało ze sobą, choć
to mój żółtodziobny debiut w tym gatunku; no, może poza opowieścią
science-fiction, którą stworzyłem chyba w siódmej klasie podstawówki.
Z tych oficjalnych to najpierw był tomik „targowisko różności”.
Później pojawiły się dwa eseje. Pierwszy, to duża, zbiorcza „Lekcja
Paranormalności”, pokazująca jak, przez pryzmat zjawisk
niewyjaśnionych, człowiek rozumie świat, którego… nie rozumie. A w
maju tego roku ukazał się bardzo ciepło odbierany „Nadal jestem”. To
zbiór prawdziwych opowieści o znakach, jakie otrzymujemy od osób,
które odeszły, odchodzą lub zamierzają odejść z tego świata. Wygląda
na to, że człowiek nie kończy się ot, tak sobie, z ostatnim oddechem.
Było też po drodze trochę artykułów w prasie i Internecie. A teraz
jest sensacyjna „Epidemia”. Cechą szczególną moich książek jest to, że
poza samym napisaniem - projektuję ich okładki i robię skład tekstu.
Grafiką zresztą zajmuję się zawodowo od wielu lat. A wracając do
pytania: obecna sytuacja dała mi raczej inspirację do stworzenia
czegoś zupełnie świeżego w moim dorobku artystycznym. Każda nowa
rzecz, która rozświetla mój umysł mówiąc „To jest super! Zrób to!”
jest warta realizacji, bo dostarcza mi i przyjemności, i uczy czegoś
nowego. A kwiecień, o który Pan pyta, pojawił się ze względu na
początek historii, który dzieje się w pozbawionym liści, polickim
lesie.
Jak by Pan zdefiniował gatunek „Epidemii”? To powieść sensacyjna,
dreszczowiec?
Niespecjalnie znam się na gatunkach.
Pisałem
pod wpływem impulsu, po prostu „widząc” historię.
Ale
chyba
najbliżej temu do sensacji.
Lubię
filmy akcji, typu seria o Jasonie Bournie (ale tylko z Damonem!),
„Strzelca”
z Wahlbergiem, „Bez
litości”
z Washingtonem i temu podobne.
Stąd taka właśnie formuła.
Preferuję
energetyczny, wyrazisty
styl opowiadania, gdzie
dzieje się barwnie i żywiołowo; gdzie galopuje dreszcz nagłych zmian;
gdzie intensywnie prowadzony przez zazębiające się wątki czytelnik nie
chce oderwać się od lektury. Zaczytywałem się w
książkach
MacLeana, Jacquemarda, DeMille’a, Chandlera...
Uwielbiałem przebogate opisami horrory Mastertona… Jestem rockmanem,
wokalistą, kompozytorem… To kształtowało moją wrażliwość twórczą,
która zaowocowała w takiej oto, esencjonalnej formie. Odnoszę się tu
oczywiście do beletrystycznej „Epidemii”, którą - jakkolwiek by ją
nazwać -
czytelnicy pewnie i tak określą
to
po swojemu.
Wszystko zaczyna się od koronasceptycznych wywodów bohatera
książki, Pawła... Te opinie to także Pana poglądy?
Przede
wszystkim proszę pamiętać: „Epidemia”, to fabuła, a nie reportażowy
zapis niepokojów społecznych! Pytanie niby dotyczy wymyślonego
bohatera, ale w kontekście tego, co dzieje się w prawdziwym świecie.
To tak, jakby osobie grającej negatywną postać w filmie fabularnym
spuścić manto za to, że zrobiła coś złego w odgrywanej przez siebie
roli. Uważny i świadomy czytelnik zauważy, że pojawiające się w
książce odniesienia do obecnej sytuacji, to nie jakieś tam se „koronasceptyczne
wywody”, co sugeruje niezbyt fair pytanie, tylko rozmyślania bohatera
oparte na jego selektywnej obserwacji świata. Wystarczy skupić się na
lekturze, aby wiedzieć, że Paweł, główny bohater książki, jest trzeźwo
myślącym mężczyzną, któremu zależy, który posiada wiedzę, i który
poruszony jest tym, co i jak na świecie się dzieje. To nie jest koleś,
który powtarza bezmyślne pogłoski pochodzące z wystraszonego,
niedoinformowanego społeczeństwa. W mojej opinii tzw. „koronasceptycyzm”
jest przeważnie tylko buzującymi emocjami, które wyrażają się w
pytaniach typu: „Ten wirus to ściema. Zna ktoś kogoś chorego?”, czyli
zasłyszenia, a nie wiedza. A przecież dziś, w epoce Globalnej Wioski,
mamy dostęp do materiałów z całego świata. Warto więc poznawać także
te spoza mainstreamowych, popularnych mediów, które wiązane bywają
umowami przy korzystaniu z konkretnie określonych źródeł pozyskania
informacji. Ja korzystam z wielu źródeł świadomie i jestem ostrożny
względem tego, co czytam, słyszę lub widzę. Chciałem, aby mojego
bohatera cechował wyważony styl osobowości. Nie zapominajmy jednak, że
jest też człowiekiem i sytuacje, które go spotkały, rozwaliły mu
świat.
Mogę
śmiało powiedzieć, że to ambiwalentna sytuacja, ponieważ pytanie
traktuję też, jako komplement! Dziś jest normą, aby przekaz twórczy
rozmywał granicę między światem powieści, a prawdziwym. Chodzi o to,
żeby jak najbardziej wyraziście poruszyć odbiorcę; i pytanie taki
właśnie efekt prezentuje. Gdybym wymyślił bohaterów o nie istniejących
imionach, przeżywających nieznane historie w nieprawdziwych miastach
znajdujących się w kraju, którego nie ma na mapie, to byłaby to
wyłącznie treść; nawet jeśli sprawnie napisana. A „Epidemię”
wypełniają energetyczne rumieńce, bo akcja dzieje się w Polsce i
opisane miejscowości istnieją. Opisuję też czas, którego tak
nieprzyjemnie doświadczamy w naszym realnym „tu i teraz”, bo jesteśmy
jego częścią! Dziś w rzeczywistości dzieje się wiele i bardzo
niedobrze lub wręcz nie fair względem ludzi. I to jest moja
zdecydowana opinia. A użycie tak aktualnych i tak skrajnie różnie
postrzeganych tematów, to skarbnica dreszczy. Jeśli autor sprawnie
łączy fragmenty rzeczywistości z imaginacją, to na pewno mocno wpłynie
na odbiorcę. Wystarczy przypomnieć promocję i formułę filmu „Blair
Witch Project” czy książki Dana Browna. To świetne połączenie tego, co
prawdziwe z tym, co stworzone przez kreatywny umysł autora. Wiem od
osób, które już z „Epidemią” się zetknęły, że ten kompozyt wyobraźni z
teraźniejszością, który sobie założyłem, działa mocno i wciąga, jak
cholera.
Akcja książki dzieje się w Szczecinie i w Policach. Proszę
zdradzić, jakie prawdziwe miejsca odwiedzimy razem z pana bohaterami?
Police
i Szczecin - to podstawowe lokalizacje. W Policach wszystko się
zaczyna, a Szczecin jest katalizatorem rozwoju akcji. Są też inne
miejsca; niektóre takie, jak w realu, innym zmieniłem ich charakter, a
jeszcze inne są z wyobraźni; jak to w powieści. I niech tak zostanie.
Ja osobiście lubię odkrywać koloryt treści na bieżąco, bez sięgania do
losowo wybranych fragmentów. Dlatego polecam czytelnikowi
doświadczanie rozwoju sytuacji wraz z bohaterami, bo bycie
zaskakiwanym jest fascynujące. Przecież codziennie to przeżywamy. Choć
planujemy i przewidujemy to, co będziemy robić, to czasem trafiamy na
sytuacje tak niezwykłe, że potrafią diametralnie odmienić nie tylko
chwilę, ale i całe życie. W mojej powieści jest tak samo: nagle, w
środku przyjemnej codziennością chwili wszystko, co przewidywalne,
kończy się w ułamku sekundy. Akcja zaś dzieje się wartko i bez
dłużyzn. Umysł czytelnika, wciągnięty w tempo „Epidemii”, będzie miał
co przeżywać.
Dziękuję za rozmowę.
Alan
Sasinowski
|