|
Kosmiczny Szczecin
cz. 3
Less Hoduń
Już po raz ostatni w tym cyklu
spotykamy sympatyczną dwójkę szczecińskich astrofilozofów, czyli
Małgorzatę i Edwarda Gardasiewiczów, aby dowiedzieć się interesujących
rzeczy dotyczących genezy zabudowy Szczecina. Niech nie zmyli jednak
nikogo hasło "ostatni odcinek", który mógłby sugerować, że poza
podsumowaniem tematu nic nas już nie może spotkać. I tutaj spore
zaskoczenie! Otóż ta ciekawa opowieść staje się jeszcze ciekawsza,
gdyż pojawiają się nowe, równie niesamowite odniesienia do kolejnych
mistycznych i bardzo żywo dyskutowanych wśród badaczy tajemnic
starożytności tematów. Jak bardzo jest to niesamowite - można
przekonać się poniżej.
Zapraszam do lektury!
* * * * *
Edward Gardasiewicz: Bardzo powoli, ale znaczenie symboli
zawartych w Szczecinie dociera do świadomości ludzi. Wydaje nam się,
że to odzwierciedlenie Oriona na mapie naszego miasta, może być jednym
z ważniejszych czynników prowadzących do tego, że Szczecin w jakiś
sposób na tych walorach nareszcie po prostu zyska. Ten
architektoniczny zamysł, który dawno temu mógł zostać stworzony w
innym celu, można teraz (a właściwie trzeba!) z powodzeniem
spożytkować. Bo cóż, kiedy mieszka się na skarbie skoro nie ma się o
nim bladego pojęcia?
Małgorzata Gardasiewicz: Tak, trzeba to wykorzystać i mamy taką
szansę, aby uruchomić coś, co zostało dla nas przygotowane, co
odziedziczyliśmy w spadku!
Słyszę, że obudziła się nutka marketingu...
Małgorzata Gardasiewicz: (śmiech) No przecież troszkę trzeba!
Edward Gardasiewicz: Bo jeszcze można by rzecz taką rozważać.
Mówimy o tej specyficznej zabudowie Szczecina, jak już wcześniej
wspomniałem, będącej efektem nieprzypadkowego działania, prawda?
Mówiliśmy także na I Sympozjum, że był taki nurt w architekturze
nazwany eklektyzmem romantycznym. Wiadomo - tak samo, jak wszystko w
życiu ewoluuje tak i w architekturze pojawiają się mody na jakieś nowe
koncepcje; podobnie i tu. I tak: eklektyzm romantyczny dopuszcza
występowanie obok siebie przeróżnych, wręcz egzotycznych, można by
rzec, zestawień elementów, które go wyrażają. Można więc powiedzieć,
że mamy w tym stylu połączenie wielu kultur i stylów pochodzących z
bardzo różnych miejsc na świecie, jak i okresów historycznych. Cechą
wspólną tych detali jest to, że próbują one odnajdywać drogę do sfery
filozoficznej i duchowej w ujęciu społecznym.
Inne przedstawienia tych samych gwiazd
w mitologii Grecji i Egiptu.
Ten charakter eklektyzmu romantycznego widoczny był w specyfice
budowli, bo oto można było spotkać np. przedziwnie urządzone parki czy
domostwa lub niezwykłe fasady budynków i w zasadzie to wyczerpywało
oczekiwania co do tego nurtu. W Szczecinie natomiast mamy rzecz
następującą: otóż okazuje się, że tutaj wykonano zdecydowanie krok
dalej, jak gdyby zamierzano stworzyć "mega-eklektyzm" w sensie takim,
że właśnie w rzucie poziomym Szczecina odwzorowano o wiele więcej
elementów, niż można byłoby tego oczekiwać. I mamy tu przecież
gwiazdozbiór Oriona, mamy Syriusza, tak?, i jak już o tym mówimy to są
te Wały Chrobrego i Odra, i cmentarz, prawda? Więc w mega-skali w tym
rzucie poziomym, bardzo precyzyjnie odwzorowano coś, co łączy się z
wieloma miejscami i budynkami w całym Szczecinie. I to jest unikat w
skali świata! (podkreśl. red.) To nie jest aż tak częste, kiedy mówimy
o występowaniu, bo co prawda można to odnieść np. do krajów, a w
zasadzie miast Ameryki Południowej, gdzie mamy np. piramidy Słońca,
Księżyca, to do tego ewentualnie można byłoby nawiązać. Jednak
pomiędzy tymi kwestiami są dzielące nas wieki, jeśli mówimy o
koncepcjach, stąd jest to unikat.
Ten sam eklektyzm romantyczny pozwolił również wpleść w architekturę
Szczecina inną, bardzo ciekawą koncepcję, która nawiązuje do
odwiecznych poszukiwań ludzkości. Można ją traktować, jako
interesujący dodatek do tego, o czym cały czas tutaj rozmawiamy. Kiedy
mówimy o idealnej przestrzeni w ujęciu ziemskim, to z przekazów
antycznych wyłania nam się miejsce zwane Atlantydą. Było to państwo -
hegemon mórz, więc mamy tutaj analogię do naszego portu. Atlantyda
była miejscem rządzonym przez wielkiego króla Atlasa i była federacją,
podobnie jak Cesarstwo Niemieckie.
I zresztą do dzisiaj Niemcy funkcjonują, jako państwo federacyjne.
Więc można powiedzieć, że były to tego typu przesłanki, bo mitologia,
a w szczególności mitologia północy, gdzie Germanie odnajdują swoje
korzenie, pozostawia przekaz o zmierzchu bogów, Rangarok. I tam
chociażby Odyn, główny bóg w tej mitologii, ten od naszej Odry, brał
udział w wojnie, która toczyła się w niebie, gdzieś tam pomiędzy
bogami. Na skutek tej wojny dostało się niestety także trochę i Ziemi,
więc stąd trzęsienia ziemi, czy wybuchy wulkanów, morze wystąpiło z
brzegów i zatopiło właśnie tutaj, ten nasz rejon. I pojawiły się
później m.in. zlodowacenia i wieczna noc, czyli można powiedzieć, że
jest to przestrzeń, która związana jest geograficznie z tą właśnie
częścią na Ziemi, gdzie mamy Szczecin, i to jest dokładnie to miejsce
w tym rejonie Bałtyku, gdzie - jak mówią przekazy - doszło do jakiegoś
dużego kataklizmu. Te przekazy były oczywiście znane także tm
ówczesnym architektom i twórcom. Można więc powiedzieć, że były to ich
poszukiwania pewnej nuty dotyczącej losów, z którymi oni mogli się
także utożsamiać.
Jeśli popatrzymy sobie głębiej na te przekazy i wszystkie te
ustawienia, które to można sprawdzić biorąc chociażby do ręki Timajosa
i Kritiasa "Dialogi Platona", to tam jest to opisane, gdzie odnaleźć
Atlantydę. I spory o nią trwają aż do dzisiaj, bo jedni twierdzą, że
ją odnaleźli, inni natomiast, że to nie to, a jeszcze inni twierdzą
uparcie, że w ogóle jej nie było; ale spekulacje te warto zostawić
badaczom tego mitycznego lądu. Natomiast my powinniśmy skupić się na
opisach Timajosa i Kritiasa oraz na tym, co w tych możemy odnaleźć.
Otóż zasadnicza
sprawa jest taka, że stolica Atlantydy nie leżała nad samym morzem,
jak się to zwykło domniemywać, lecz w głębi lądu. Więc można
powiedzieć, że tak jak w przypadku Szczecina, ta 100-kilometrowa
odległość od morza nas dzieli. Poza tym stolica Atlantydy, czyli Posejdonia, stworzona była tak, że wokół centralnej wyspy, gdzie stała
świątynia Posejdona - bo to Posejdon był tym boskim protoplastą
(zresztą władca mórz) i praprzyczyną powstania Atlantydy - zbudowano
dwa okręgi. Była to zarazem stolica i wielki port. No i sama
Posejdonia
oczywiście nie była państwem, ponieważ właściwe państwo leżało w głębi.
Place Szczecina z widoczną wokół nich
charakterystyczną zabudową.
Atlantyda była tak zorganizowana, w sensie urbanistycznym, że drogi,
które prowadziły przez cały kraj od stolicy, układały się jak gdyby w
taką szachownicę. Dotyczyło to zarówno dróg, jak i kanałów, czyli
wszelkiego typu traktów komunikacyjnych, które przecinały się ze sobą
pod kątem prostym. Gdy spojrzymy na Szczecin z lotu ptaka i popatrzymy
na ten najważniejszy plac, plac Grunwaldzki, który jest jednym z tych
"gwiaździstych placów", to z łatwością zobaczymy, że jest on otoczony
dwoma okręgami ulic. Można więc powiedzieć, że zachowuje niemal
idealną symetrię. Pozostała natomiast część miasta zawsze niepokoiła w
pewien sposób architektów i badaczy historii, którzy zastanawiali się,
dlaczego panuje tutaj taki nietypowy styl polegający na tym, że część
miasta są to place, a część stanowi szachownica ulic. A to jest
właśnie symboliczne nawiązanie do Atlantydy, czyli Szczecin, jako
miasto idealne, miał być odzwierciedleniem Posejdonii.
Co ciekawe: w opisach Platona dowiadujemy się również, że Atlantyda
była otoczona górami. Tych gór nam nie brakuje, więc to niejako też
nam odpowiada. Poza tym Atlantyda leżała na płaskowyżu, a zwróć uwagę
na to, że Szczecin, a właściwie centrum z tymi placami, to idealna
płaszczyzna. Dopiero pozostałe elementy, jak skarpy Wałów Chrobrego,
Niebuszewo czy inne obszary gdzieś tam, aż pod Police, to wszystko się
zapada. A więc jesteśmy na płaskowyżu.
Mając te platońskie opisy w ręku i wybierając się na spacer po mieście
(pamiętając o tych kwestiach astronomicznych), możemy zaobserwować
wszystkie te odniesienia do Atlantydy. Powinniśmy zacząć jednak od
tego, że Atlantyda leżała na zachód od Słupów Heraklesa. Więc, jeśli
rano pójdziemy na Wały Chrobrego i zobaczymy, gdzie to słońce
wschodzi, to się okazuje, że to, co się uważa za latarnie morskie, te
dwa słupy przy fontannie, to są te Słupy Heraklesa. Jeśli pójdziemy w
kierunku zachodnim, to dotrzemy idealnie do tych trzech placów, które
leżą na osi wschód-zachód, czyli niejako do stolicy Atlantydy. Mało
tego: tam na Wałach Chrobrego, gdzie są te słupy i fontanna, znajduje
się taki fronton z egipską stylizacją i herbami kilkunastu miast
Pomorza. To jest takie nawiązanie do państw z federacji, które
składały się na Atlantydę.
Tak na marginesie dodam rzecz jedną jeszcze. Jeśli mówimy o Atlasi i o
Zachodzie, to należy te dwa elementy ewidentnie połączyć, ponieważ
właśnie córki Atlasa - Hesperydy - strzegły złotych jabłek w ogrodzie
na zachodnich krańcach Ziemi. Ogród Hesperyd to będzie w Szczecinie
nic innego, jak cmentarz, nasza nekropolia. W języku niemieckim nie
miał on znaczenia "cmentarnego", ale był raczej nazywany "ogrodem
śmierci" czy też "ogrodem zmarłych". I mamy do dzisiaj tę piękną
zieleń na cmentarzu, który nawiązuje do ogrodu Hesperyd. Można więc
powiedzieć, że swój dzienny spacer po nieboskłonie słońce u schyłku
dnia zamyka tam, gdzie Hesperydy strzegły swojej jabłoni z jabłkami -
owocami witalności.
Jest to piękne połączenie dwóch mitów, które występują tu wspólnie i
mają wiele współzależności. Można więc powiedzieć, że do tematu
związanego z Orionem dostaliśmy "w promocji" Atlantydę.
Muzeum Narodowe w Szczecinie przy
Wałach Chrobrego.
Niżej fontanna przy ul. Jana z Kolna i latarnie (albo Słupy
Heraklesa).
Małgorzata Gardasiewicz: Chciałabym jeszcze dodać, odnośnie
momentu wschodu słońca na Wałach Chrobrego, w miejscu powitania, w
miejscu Izydy (a Izyda jest życiem, czyli wracamy do Egiptu). W
Egipcie wszystkie świątynie były tak budowane, że pokazywały drogę
słońca. I gdyby przyjąć, że te latarnie czy Słupy Heraklesa są
pylonami, to widzimy, że tam, właśnie pomiędzy nimi, wschodzi słońce i
Izyda je wita. Potem najmocniejsza część mocy słońca w starożytnym
Egipcie, czyli górowanie. I tutaj słońce góruje nad placami, czyli
codziennie te place są przez naszą gwiazdę doładowywane, zasilane
energią. Potem słońce, skłaniając się ku zachodowi, znika za
cmentarzem. Na cmentarzu jest też alejka, gdzie słońce, w momencie
swego przesilenia, zachodzi dokładnie nad nią.
Czyli podsumowując: nie można mówić o przypadkowości działań
architektonicznych w odniesieniu do urbanistyki Szczecina?
Małgorzata Gardasiewicz: Oczywiście, jest to nieprzypadkowe
działanie, ale my tak do końca to też nie wiemy, który z architektów to
zrobił. Możemy podejrzewać, że był to James Hobrecht, może Konrad
Kruhl, ale na ile oni inspirowali się pracami kogoś innego - trudno
powiedzieć. Na pewno jednak stała za tym wszystkim jakaś
potężna grupa intelektualistów, która chciała ten wielki plan
zrealizować w sposób hermetyczny, czyli niedostępny dla wiedzy ogółu.
Edward Gardasiewicz: Naprawdę nie ma siły na to, żeby odrzucać
zasadność projektu. Bo można patrzeć na całą tę koncepcję przez
pryzmat jakiejś ekstrawagancji, fantazji czy najprościej rzecz ujmując
- przypadkowości, ale nie można nie dostrzec tych szczegółów, które
się zazębiają, uzupełniają i odpowiadają pewnym tematom zarówno
historycznym, jak i astronomicznym. Czyli mówimy tutaj o faktach! I
jest jeszcze ciekawa sprawa, bo te pierwotne, wyjściowe plany, które
określają, że coś zrobimy w taki to a taki sposób, nie zostały
odnalezione. To, o czym mówimy i dotyczy zabudowy Szczecina, wynika
albo z rekonstrukcji fragmentów cząstkowych, albo późniejszych
uzupełnień związanych z jakimiś tam remontami czy tego typu
historiami. A tego oryginalnego planu po prostu nie ma. Kto wie: może
był tam dopisek "Miasto Oriona"? (śmiech).
Małgorzata Gardasiewicz: (śmiech) No nie, na pewno nie mogło
być takiego dopisku, bo pamiętajmy, że była to wiedza dla wybranych, a
nie dla ogółu.
Edward Gardasiewicz: A może właśnie też stało się tak, że ten
plan miał się, po prostu, nie zachować.
Małgorzata Gardasiewicz: Tak samo jak i dzisiaj: niektórzy
nadal mają problemy, żeby to zrozumieć, bo nie jest to takie proste.
To w końcu wiedza tajemna, która dotyczyła raczej wybranych osób, jak
- dajmy na to - kapłani, jak to było np. w starożytnym Egipcie.
Być może są gdzieś jednak zachowane jakieś dokumenty i jeśli ta
publikacja się ukaże, to może ktoś się zgłosi do nas. (śmiech) A tak
już poważnie: może jest ktoś w Niemczech, to faktycznie dysponuje
takimi planami? Nigdy przecież tak do końca nie wiadomo...
Edward Gardasiewicz: Komuś się np. komin zawali i jakaś tuba z
niego wyleci... Kto to wie?
* * * * *
Komentarz wydaje się zbyteczny a każda
forma obrony przed akceptacją tych faktów jest bezproduktywna; i piszę
to z pełną odpowiedzialnością. Można w sumie próbować zapierać się
rękami i nogami przed zasadnością przedstawionych dokonań, co niektóre
osoby próbują nazbyt gorliwie czynić, jednak jest to opór zupełnie
niepotrzebny. Bo gdyby chodziło o jeden, dwa elementy, które w natłoku
innych aspektów mogłyby pozostawać niezauważalne, choć widoczne,
to byłbym w stanie się zgodzić. Wtedy można byłoby jak najbardziej
snuć swoje domysły i gdybania, które prawdopodobnie każdego z
próbujących tego tematu mogłyby zawieść w inne rejony poznania i dać
bardzo różne wyniki. Tutaj jednak mamy do czynienia z przytłaczającą
ilością zazębiających się danych i pozostających ze sobą w
nieprzypadkowej symbiozie. Takie nagromadzenie zgodnych w swoich
szczegółach z mityczno-historycznymi aspektami naszej cywilizacji
musiało być przygotowane i przeprowadzone z pełną świadomością.
A poza tym: przed czym tu się bronić? Przed szansą na zwrócenie uwagi
świata na ten skrawek Polski? Przed możliwościami rozwoju? Przed tym,
że ktoś dowie się w innych częściach świata w jak wyjątkowym i
niepowtarzalnym miejscu żyjemy? Przed tym, że jest to oryginalne
spojrzenie na swoje miejsce zamieszkania?
A może jednak zamiast na darmo zastanawiać się co takiego ciekawego
oferuje miejsce, w którym się mieszka, pogrążyć się z powrotem w
otchłań swoich problemów i nie wyściubiać spoza nich nosa narzekając
wciąż, że jest tak nudno, nic się nie dzieje i wszystko jest nie tak,
jakbyśmy chcieli?
Tylko czy aby to, o czym mówimy jest tym samym, czego chcemy?
Tych, którzy mieszkają w Szczecinie lub okolicach, zapraszam w imieniu
swoim oraz pp. Gardasiewiczów do spaceru śladami niezwykłych miejsc.
Tych natomiast, którzy w Szczecinie nie mieszkają, namawiam gorąco do
przyjazdu tutaj i sprawdzenia na własne oczy tego, co odkryli
Małgorzata i Edward Gardasiewiczowie.
Rysunki: MiE Gardasiewicz
Zdjęcia: www.cezaryskorka.pl
Serdeczne podziękowania dla Czarka
Skórki za udostępnienie pięknych zdjęć (jego oczywiście autorstwa!)
dla potrzeb niniejszego artykułu.
-----------------------------------
Oto zawartość i kolejność artykułów tej serii:
Kosmiczny
Szczecin / cz. 1
Kosmiczny
Szczecin / cz. 2
Kosmiczny
Szczecin / cz. 3
|